Dziurawiec zwyczajny Hypericum perforatum to roślina pospolita, bo nie wymagająca ani zbyt bogatej gleby, ani zbyt wyszukanego środowiska. Dobrze się czuje na łąkach, polach i na skrajach lasów; uprawiać go można na nawet na jałowych glebach; nie znosi jedynie mokradeł. Jest rośliną niezbyt pokaźną, wyjątkowo tylko dorasta do jednego metra, o pięknych złotożółtych, zebranych w gęste baldachogronach kwiatach. Liście naprzeciwległe, podługowate, siedzące na gałązkach o bardzo charakterystycznych kropkowatych zbiornikach olejkowych, sprawiających wrażenie dziurek, od których zresztą biorą się nazwy rośliny: rodzajowa – polska i gatunkowa – łacińska. Owocem jest wielonasienna, pękająca torebka. Oprócz H. perforatum spotkać można w naszym kraju jego kuzynów: Dziurawca kosmatego – H.hirsutum, skąpolistnego – H.montanum , czterobocznego – H.quadrangulum i rozesłanego – H. humifusum. Zajmiemy się tylko zwyczajnym, bowiem po pierwsze jest najpopularniejszy, a po drugie pozostałe w miastach występują znacznie rzadziej. W miastach wyrasta nad brzegami rzek i w zacienionych, wilgotnych zakątkach parków.
Dziurawiec jest przede wszystkim znany jako roślina lecznicza. Na Rusi uważano, że z jego pomocą można wyleczyć dziewięćdziesiąt dziewięć chorób. To pewna przesada, ale i tak lista schorzeń, w których to ziele znajduje zastosowanie terapeutyczne, jest bardzo długa. Używa się go między innymi w stanach lękowych okresu przekwitania, przy moczeniu mimowolnym u dzieci, w napięciu przedmiesiączkowym, w stanach zapalnych żołądka i jelit, a także dróg żółciowych, przy chorobach gośćcowych i bielactwie. Dość poważnym ograniczeniem zastosowania dziurawca jest jego zdolność wywoływania uczulenia na światło. Oczywiście, tak wiele działań biologicznych nie byłyby możliwe bez bogactwa substancji chemicznych, jakie roślina w sobie zawiera. Wymieńmy tylko część z nich: flawonoidy, garbniki katechinowe, olejki eteryczne i jeszcze mnóstwo innych, równie ważnych.
Dziurawiec znalazł zastosowanie w farbiarstwie: niegdyś otrzymywano z dziurawca aż cztery barwniki: różowy, czerwony, żółty i zielony. W Polsce i Rosji, niewykluczone, że również i w innych krajach, dodawano go jako przyprawę do wódek ziołowych.
Sporą ilość nasion dziurawca znaleziono w wykopaliskach biskupińskich, w jaki sposób go tam jednak używano – nie wiadomo.
Gdyby jakieś sto lat temu zapytać pierwszego spotkanego wieśniaka o dziurawiec, wzruszyłby ramionami nie bardzo wiedząc o co chodzi. Gdyby go jednak zagadnąć o ziele świętojańskie czy dzwonki, wiedziałby wiele i wypowiadałby się z wielkim szacunkiem. Nie pamiętałby z pewnością, że jego dalecy przodkowie czcili dziurawiec i poświęcili go wielkiemu, a tajemniczemu bogu księżyca Chorsowi, natomiast skojarzyłby go z Najświętszą Panienką, wianuszkiem święconym na świętego Jana i najtęższym orężem do skutecznej walki z czarami. Dzwonki były tak niezawodną bronią w walce ze złem, że wściekły na nie diabeł, próbując je unicestwić, poszarpał je pazurami tak, że do tej pory liście mają dziurawe. To, że mu się nie udało zniszczyć ziela całkowicie, dobitnie świadczy o niezwykłej mocy ziela, potwierdzonej zresztą autorytetem Alberta Magnusa, świętego Kościoła i patrona Nauki, który historię ową przytacza.
Szczególną skutecznością wykazywał się dziurawiec przeciw dziwożonom, zwanym też mamunami, albo boginkami. Były to istoty powstałe podobno ze szczątków porwanego rękami bogów potwora Ponicza, bardzo brzydźkie pałuby, niby baby pokuśnice, rodzaj diablic. Oczy ich mają być duże jak dwa talerze, zęby jak kły świńskie, wzrost wysoki, ręce bez miary długie, tylna część ciała jako kopa siana. Ci, co spotkali się z boginkami bliżej, mówili też o ogromnych i obwisłych piersiach dla wygody zarzucanych na plecy; mogły nim, niczym kijankami prać swe długie, zielone włosy. Mamuny zamieszkiwały nadrzeczne zarośla, a czasem lasy i jeziora. Z nazwiska znamy ich siedem: Waca, Maca, Puc, Fuc, Gonka, Koszlawa i Jęczkowska, ale było ich więcej. Chodziły gołe, ale zmierzwione włosy nakrywały czerwonymi czapeczkami. Ponoć pewien gospodarz porwał jednej taką czapeczkę, ale ją zwrócił udobruchany jej rzewnym śpiewem u swego okienka. Mamuny często odwiedzały ludzkie siedziby, choć mężczyzn napastowały z rzadka i tylko pijanych, natomiast kobiety krzywdziły jak tylko mogły, przy czym szczególnie zajadłe bywały wobec położnic. Gdy udało im się taką schwytać, wlokły ją na trzęsawiska, maczały w wodzie, prały kijankami, a gdy już dobrze namokła wyżymały bez litości. Porywały też nieochrzczone niemowlęta, a na ich miejsce podrzucały swoje dzieci – bogieniaki. Mamuni pomiot bywał tępawy, z trudem uczył się mówić, a jak już się nauczył, to i tak plótł bez sensu. Apetyt miał za to wyśmienity, a przez to niekiedy i siłę nadzwyczajną: bywało, że wóz z sianem sam podnieść zdołał. Rzadko dożywał lat dziesięciu. Dziwożony na swój sposób kochały swoje dzieci i bardzo były wrażliwe na ich płacz. Dawało to pewną szansę odzyskania swego dziecka, bo jeśli zmusiło się odmieńca do płaczu, najlepiej ćwicząc go rózgą, poruszona boginka zwracała porwane, a zabierała swe własne dziecię nie chcąc go wydawać na pastwę sadystów. Swoją drogą dzieci z chorobami wrodzonymi nie miewały na naszych wsiach słodkiego życia.
Jeżeli jednak z jakiś powodów nie można było prędko ochrzcić dziecka, a chciało się uniknąć kłopotów z dziewożonami trzeba było uwiesić nad kołyską dziurawcowy wianuszek, po utrwaleniu wiary chrześcijańskiej poświęcony w kościele w dniu świętego Jana. Nie był to jednak warunek konieczny, ponieważ rosnące w polu dzwonki także odstraszały mamuny. Kiedyś zdarzyło się doborowej siódemce tej porwać osłabioną połogiem niewiastę. Sześć boginek taszczyło nieszczęśnicę nie szczędząc jej kuksańców, natomiast siódma, Koszlawa, nie mogła nadążyć i czuła się mocno skrzywdzona, że tak wspaniała zabawa nie jest i jej udziałem. Gdy zazdrość mało już jej nie udusiła, krzyknęła: „Położonka, chyć się dzwonka!” Porwana usłuchała i gdy tylko poczuła w garści dziurawiec, dziwożony zniknęły. Bywało jednak, że boginki działały solidarnie. Sześć z nich zajmowało się porwaną, a jedna zajmowała jej miejsce w małżeńskim łożu. Gdy doborowa szóstka katowało fizycznie żonę, siódma pastwiła się psychicznie nad mężem, jęcząc, marudząc i narzekając bez miary. Musiał też biedak spełniać jej najwymyślniejsze zachcianki. Chyba więc warto na wszelki wypadek powiesić sobie w sypialni wianuszek z dziurawca; kto wie jakich będzie mieć gości.